Tytuł może ciut mylący, ale nie zrobiłem w nim żadnej literówki i po prostu chodzi mi o zebranie całego mojego biegania w 2019 i przedstawienie go w możliwie najbardziej skondensowanej formie.
W pigułce i liczbach:
W minionym roku przebiegłem 3330km (może gdybym wiedział, to bym dla jaj dokręcił do 3333). To rekordowa objętość o prawie 500km większa niż w 2018. Średnio daje to 277,5km na miesiąc i 64 na tydzień. Ale wiadomo jak to jest ze średnią. Wpadają w to wszystkie tygodnie bez biegania lub z bardzo małą ilością np. wyjazd na narty czy wyjazdy służbowe. Ale bawiąc się trochę liczbami, można dojść do ciekawych rezultatów: dni treningowych było 259. Składając to w jedną całość daje to 90km tygodniowo (eee… to chyba jednak nie ma sensu…). Ale już średnia 12.85km na trening lub start jest wymierna. A jak widać poniżej, wpadło 5 miesięcy z przebiegiem powyżej 300km i 1 gdy nawet nie dobiłem do 200. Łącznie spaliłem 187tys kalorii. Pewnie też tyle samo przyjąłem, żeby ten ubytek wyrównać, bo waga pozostała niezmienna (ok 59kg). Niestety, nic już nie urosłem… 😉 Dorobiłem się za to 3 par nowych butów. I wózka biegowego 🙂
Zdecydowaną większość treningów robiłem na dworze. Z bieżni mechanicznej korzystałem sporadycznie, podczas pobytu w hotelach, gdy za zewnątrz nie dało się biegać. Jeśli miałbym szacować, to pewnie 60% treningów to ulica/chodniki/miejskie ścieżki, a 40% to las. Biegałem też we Włoszech, Holandii, Belgii, Niemczech, Turcji, na Węgrzech, po Nowym Jorku i w San Jose w Kalifornii.
Starty:
Nie było ich jakoś specjalnie dużo, ale nie narzekam, żebym jakoś zbyt mało się ścigał. Chronologicznie wyglądało to tak:
- Styczeń i luty: brak startów
- Marzec: Półmaraton Gdynia: 1:20:20 (życiówka)
- Kwiecień: 5. Gdańsk Maraton: 2:54:14 (życiówka)
- Maj: Kwidzyński Bieg Papiernika 10km: 36:49
- Czerwiec: Bieg do Źródeł Gdańsk 10km: 37:12, Biegowe Grand Prix Dzielnic Gdańska 5km: 17:38, Nocny Bieg Świętojański Gdynia 10km: 37:00
- Lipiec: TricityTrail 49km: 4:22:02, Półmaraton Ziemi Puckiej: 1:23:49
- Sierpień: brak
- Wrzesień: Bieg Westerplatte Gdańsk 10km: 36:00 (życiówka)
- Październik: brak, ale warto zanotować parkrun Gdańsk z życiówką 16:53
- Listopad: TCS NYC Marathon: 2:56:29 (polecam cykl wpisów o NYC Marathon), Bieg na Piątkę przy AmberExpo Półmaraton Gdańsk, 5km: 17:32 (z wózkiem)
- Grudzień: Garmin Ultra Race Gdańsk 27km: 2:04:52
No i do tego dorzuciłem w sumie 24 parkruny.
Jak widzicie życiówki zgarnąłem na każdym dystansie i jestem z tego bardzo zadowolony. Jednak robiąc dokładny bilans zysków i strat, ująłbym to mniej więcej tak:
Plusy:
+ ukończyłem mój drugi maraton z cyklu Abbott World Marathon Majors: Nowy Jork.
+ życiówki na każdym dystansie
+ największy kilometraż treningowy, w tym 5 miesięcy pow. 300km
+ brak kontuzji
+ fajny wózek wygrałem w Biegu na Piątkę 🙂 Przebił on nawet grill elektryczny, który wygrałem na jednym z biegów w 2018 🙂
+ poprawa techniki
+ pobiegłem rekordowy dla mnie dystans 49km po lesie (Tricity Trail)
+ mam świetną grupę biegowych przyjaciół 🙂
+ założyłem bloga… i trafiłem oficjalnie do towarzystwa wzajemnej adoracji 🙂
Minusy:
– brak życiówki na maratonie w Nowym Jorku i rezultat daleki od oczekiwań
– Bieg Westerplatte – zabrakło sekundy do złamania 36 min… a ogólnie na dyszkę przez 1,5 roku poprawiłem się zaledwie o 14sek
– życiówka na półmaratonie też trochę pechowa, bo na prawdę niewiele zabrakło do złamania 1:20, gdyby nie nadgorliwy pacemaker ?
– nadal nie znalazłem sposobu (butów) na schodzące paznokcie przy dystansach około-maratońskich, szczególnie gdy jest ciepło (od razu mówię: większy rozmiar może by pomógł, ale but jest wtedy dużo za luźny).
Największym zaskoczeniem była chyba życiówka na nieoficjalnym dystansie 5km, czyli parkrun Gdańsk: 16:53 – nie spodziewałem się, że uda mi się w ciągu kilku miesięcy poprawić o prawie pół minuty. Największym rozczarowaniem (z czysto sportowego punktu widzenia) to rezultat z Nowego Jorku. Przy odrobinie rozsądku, pohamowaniu emocji i wybujałego ego pobiegłbym tam bardzo fajną życiówkę. Mam z tego jakże cenną lekcję na przyszłość. I dziękuję mojej kochanej Magdzie, że zawsze mnie wspiera!
I w zasadzie tyle… Bardzo udany rok. Sporo się nauczyłem, zwiedziłem kilka fajnych miejsc, omijały mnie kontuzje, poznałem super ludzi i wchodzę w 2020 z nowymi siłami i konkretnymi planami. Ale o tym w kolejnym wpisie… 🙂