Dziś króciutko w kwestii formalnej, czyli podsumowania marca.
To był chyba dla nas wszystkich bardzo dziwny miesiąc. Przełomowy. Niestety w negatywnym aspekcie. Gdy jeszcze nic tego nie zapowiadało, nagle jak grom z jasnego nieba ogłoszono decyzję o przeniesieniu Półmaratonu w Gdyni, a potem innych imprez biegowych. Zaczęliśmy się wszyscy staczać po równi pochyłej i bynajmniej nie o bieganiu tutaj mówię. I tyle w tym temacie… Niemniej jednak, pomimo wszystkich przeciwności losu, marzec treningowo wyszedł mi nie najgorzej. Oto kilka szczegółów:
Kilometry: 322
Czas treningu: 25h 34min
Spalone kalorie: ok. 18tys
Różnica wzniesień: 3769m
Kilometrowo zrealizowałem założenie na rok 2020, czyli minimum 300km miesięcznie. Screenshot pokazuje jak to wyglądało, ale nie zawiera 2 treningów z 1. i 31. marca.
Było kilka fajnych long-runów (w tym mocna 30-ka po niezłych górach z doborowym towarzystwie), była też rekordowa dyszka w czasie 35:42. Ale ogólnie to cały plan treningowy i BPS (Bezpośrednie Przygotowanie Startowe) poszedł się….. Biegam więc bez większego celu. Po prostu urozmaicony trening. Zrobiłem też obiecany pomiar obwodu zbiornika retencyjnego Jasień i wyszło 971m. Tak to wyglądało:
Ogólnie to pomimo spadającej motywacji udało się utrzymać reżim treningowy. Uratował mnie mój ukochany las, gdzie zawsze odnajduję istotę i piękno biegania. Teraz, gdy nagle nam to zabrano czuję się jakbym dostał znowu po twarzy. Mam nadzieję, że tylko na chwilę…
W dodatku teraz, w kwietniu, gdy zabroniono biegać w lesie, sytuacja nieco się skomplikowała. Paradoksalnie, w lesie jest najbezpieczniej. Na moim ścieżkach biegowych ludzi jest wyjątkowo mało – średnio podczas jednego treningu w lesie spotykam może 3-4 osoby. Mijamy się w bezpiecznej odległości i serdecznie pozdrawiamy. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku i wszyscy jako biegacze o siebie dbamy. Głęboko wierzę, że zdrowy rozsądek jest tu podstawą. Hasło „zostań w domu” jest jak najbardziej zasadne. Ale wg mnie nie kosztem bezpiecznego biegania na odludziu. Oczywiście, jeśli ktoś mieszka w budynku wielorodzinnym, w centrum miasta, to naturalnie każde opuszczenie swojego mieszkania to spore ryzyko. W takim wypadku ograniczenie wyjścia poza swoje drzwi jest jak najbardziej zasadne. Natomiast ja przeanalizowałem dokładnie jak wygląda cały proces mojego treningu i daję gwarancję, że ani ja nie ryzykuję, ani nikogo nie narażam.
Dlatego biegać będę dalej. Nie po lesie, ale za to w godzinach wczesno-porannych i późno-wieczornych. Wymagać to będzie więcej samodyscypliny i może przyjdzie trudniej (nie lubię biegać późnym wieczorem), ale nie ma wyjścia. Jakoś trzeba przetrwać i nie zwariować. Dziś przebiegłem 6km po własnym ogrodzie na pętli o długości 57 metrów. Bardzo fajna zabawa z rodziną w ramach siedmioboju JaguarFit. Ale więcej biegać po ogródku nie będę. Trawnika mi szkoda 🙂
W dodatku chyba panicznie boję się utraty formy… Ciężko na nią pracowałem i też mając na uwadze swój wiek, tak bardzo żal by mi było ją po prostu oddać…
No nic to…. Wam natomiast życzę przede wszystkim zdrowia i sił. Damy radę i kiedyś znów spotkamy się na wspólnym treningu i zawodach! 🙂
1 komentarz. Zostaw komentarz
’Uratował mnie mój ukochany las, gdzie zawsze odnajduję istotę i piękno biegania.’ – dokładnie moje odczucia. Teraz istota niby wciąż gdzieś tam dryfuje, ale boleśnie da się odczuć brak leśnych wybiegań 🙁 Jakoś to musimy przetrwać. Jak pięknie będzie wtedy atakować ukochane szlaki!