Maraton

Relacja z TCS NYC Marathon 2019 1/3

3 Komentarze

Siedzę z Magdą w samolocie z Nowego Jorku do San Jose w Kalifornii. Minęły prawie 3 doby od maratonu w Nowym Jorku, a ja wreszcie mogę pozbierać myśli i przelać je na papier. Ostatnie 2 dni to zwiedzanie Wielkiego Jabłka w tempie godnym zarobionego po uszy maklera z Wall Street. To nasz pierwszy raz w tym niezwykłym mieście, więc codzienne dystanse na nogach po kilkanaście kilometrów i wariacka jazda metrem, zaliczanie tych wszystkich sławnych i znanych dotąd tylko z filmów miejsc, było oczywiste i nawet zakwasy pomaratońskie nie były żadną wymówką. Nowy Jork odhaczony i teraz czeka nas kilka dni w zupełnie innym klimacie i stylu. A ja wracam myślami do tego niesamowitego biegu. Opis podzieliłem na 3 części, gdzie najpierw opiszę co działo się przed biegiem, w drugiej sam bieg i wreszcie kilka przemyśleń jako podsumowanie.

Na maraton w Nowym Jorku dostałem się z kwalifikacji czasowej, dzięki bardzo wąskiemu oknu dla biegaczy z wynikiem na odpowiednim poziomie dla danej grupy wiekowej (w moim przypadku dla M30-39 było to 2:55 z maratonu lub, co unikalne, z czasem z półmaratonu, bodajże 1:23). Ale uwaga! Wynik musi być osiągnięty w jednym z biegów organizowanych przez New York Road Runners czyli nowojorskiego klubu biegowego, który co roku robi kilka sporych imprez. Natomiast w regulaminie jest zapis, że jeśli zostanie jakaś pula miejsc, organizatorzy wezmą pod uwagę wyniki z innych imprez, na zasadzie kto pierwszy też lepszy. Na prawdę nie liczyłem na sukces, a więc niespodzianka była na prawdę spora. Jak pisałem we wcześniejszym wpisie w planie na 2019 miałem biec maraton w Chicago, ale przełożyłem go na 2020 po kwalifikacji na NYC.

Do startu przygotowywałem się w zasadzie od lutego, ale nie realizowałem żadnego konkretnego planu. Biegałem na wyczucie, w miarę możliwości czasowych i bazując na doświadczeniu. Wiedziałem, że ostanie 2 miesiące chcę przycisnąć stricte pod maraton. W międzyczasie nabiegałem życiówkę na półmaratonie w Gdyni (1:20:20), 2:54:14 na maratonie w kwietniu w Gdańsku, zrobiłem też życiówkę na dyszkę we wrześniu (36:00 – tak… wiem… gdybym wiedział, to bym zrobił 2 dłuższe kroki…), pobiegłem moje pierwsze trailowe ultra, czy wreszcie złamałem 17 min na Parkrunie na 8 dni przez startem w Nowym Jorku. W szczytowym momencie treningu (druga połowa września i pierwsza października zrobiłem ok 400 km w 30 dni, co było moim rekordem objętości. Ostatnie 3 tygodnie to schodzenie z objętości i tak tydzień poprzedzający tydzień maratoński zrobiłem już tylko 60 km, a przed samym startem 2 treningi we wtorek i środę, w sumie 19 km. Trochę pechowo tuż przed wylotem wypadł mi wyjazd służbowy do Niemiec na 4 dni i do domu wróciłem w czwartek wieczorem, a do NYC lecieliśmy w piątek o 6 rano. Trochę na wariata i trochę stresu było, ale się udało.

W Nowym Jorku wylądowaliśmy w piątek (01.11) późnym popołudniem, a w apartamencie w północnej części wyspy Manhattan grubo po 19. Nasz wybór padł na Harlem, 1500 m od Central Parku. Optymalna lokalizacja, korzystna cenowo, a bardzo dobrze skomunikowana. I bezpieczna, choć momentami wrażenie można było odnieść zgoła inne, szczególnie po zmroku ?.

Sobotę zaczęliśmy od pobudki o 4 rano (różnica czasu robi swoje, przerabiałem to już kilka razy….), więc żeby nie marnować dnia zaczęliśmy od wycieczki metrem na Brooklyn i słynny Brooklyn Bridge. Był to strzał w dziesiątkę jeśli chodzi o pierwszą styczność z Nowym Jorkiem, bo widok na Manhattan zapiera dech w piersi. Spacer po moście w stronę Manhattanu i potem metrem prosto na Expo. W głowie miałem cały czas myśl, żeby się oszczędzać.

Expo zlokalizowane było w Javits Center na zachodnim Manhattanie. To olbrzymie centrum wystawiennicze. Rozmach wielki, choć byłem na to gotowy po zeszłorocznym maratonie w Berlinie. Zaciekawił mnie całkowity brak kontroli bezpieczeństwa (kontroli bagażu) w porównaniu z Berlinem, co jak na wyjątkowo skrupulatnie pilnujących porządku i bezpieczeństwa władze Nowego Jorku bardzo mnie zaskoczyło. Na Expo najpierw odbiera się numer startowy (w Berlinie na końcu), potem przymiarka próbnej koszulki z pakietu (super pomysł), dopiero później odbiór wybranego rozmiaru i worka do depozytu oraz informatora. Spacer po Expo z gigantycznym stoiskiem New Balance or całej masy innych sponsorów i partnerów zajął nam z dobre 2 godziny. Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie ściana z imionami i nazwiskami biegaczy tzw Name Wall. Sam tekst miał ok 1,5 metra wysokości i zadrukowany czcionką ok 2cm ciągnął się przez jakieś 80 metrów. Niesamowite. 53tys imion i nazwisk.

W drodze powrotnej do domu zatrzymaliśmy się w Central Parku i tam przebrałem się w ciuchy biegowe żeby zaliczyć rozruch. Zawsze chciałem tam pobiegać. Zrobiłem 5km tempem dużo za szybkim, ale czułem że po 3 dniach bez biegania oraz siedzenia w samolotach jest mi to potrzebne. Jak to mówią: przepaliłem nogi i czułem się pewny i gotowy. Wieczorem pojechaliśmy metrem znowu do Central Parku na oficjalną kolację przedmaratońską, na którą mieliśmy zaproszenia. Tak się składa, że firma, w której pracuję jest oficjalnym partnerem logistycznym TCS NYC Marathon i pytając właściwe osoby dostałem kilka fajnych rzeczy, między innymi dobry carbo-loading oraz wstęp do namiotu sponsora w miasteczku biegowym przed startem na Staten Island ora bilet na trybunę honorową na mecie dla Magdy.Do apartamentu wróciliśmy ok 20. Przygotowałem strój i worek z jedzeniem i dodatkowymi ciuchami i zasnąłem chyba ok 21:30, a budzik nastawiony na 4:30. Czekał mnie długi dzień…

Zebrałem się w pół godziny, na śniadanie granola produkcji Magdy, przywieziona z Polski i herbata. Metrem dojechałem na dworzec Grand Central i stamtąd podążając za tłumem trafiłem pod bibliotekę publiczną (National Library) i ustawiłem się w wielką kolejkę do autobusu na Staten Island. Już tam wolontariusze witali nas i życzyli powodzenia.Co do transportu oraz depozytu: Tu były opcje do wyboru, zdecydować trzeba się było jeszcze w sierpniu. Transport na start odbywa się albo autobusem albo promem. Prom jest ponoć bardziej popularny, choć podróż trwa dłużej i docierając na wyspę Staten i tak trzeba wsiąść w autobus. Dodatkowo obawiałem się we złej pogody i bujania na promie. Wybór padł więc na autobus. Odjazd o 5:30, ale busów były dziesiątki i nie trzeba być dokładnie o swojej godzinie.

Druga decyzja dotyczyła depozytu. Otóż można albo oddać swoje rzeczy do brązowych ciężarówek UPS na ok półtorej godziny przed startem i worek odebrać na mecie lub wybrać opcję poncho, czyli na starcie wszystko co masz albo wyrzucasz albo zabierasz ze sobą (np telefon). Choć znowu, większość osób wybiera poncho (bo jest fajne, cieplutkie i widać cię w nim z daleka), to z praktycznej strony wolałem jednak mieć kilka zapasowych ciuchów w razie zmiany pogody, zostawić telefon w depozycie (zawodów nigdy nie biegam z telefonem), żeby móc skontaktować się z Magdą na mecie. Wg mnie 2 razy dokonałem właściwego wyboru. Dodatkowo warto zabrać ze sobą koc, śpiwór, coś bardzo ciepłego, bo czekania na start jest ok 3 godzin. Widok marznących tysięcy biegaczy mówił sam za siebie, choć starzy wyjadacze byli przygotowani. Jak wspomniałem wcześniej, miałem ten luksus, że mogłem przeczekać ponad 2 godziny w ciepłym namiocie z cateringiem w własnymi toaletami. Czas zleciał na rozmowie z nowo poznanymi kolegami z firmy oraz wciągnąłem bajgla, banana i wypiłem herbatę.

O 8:10 oddałem worek, wróciłem do namiotu na 50min. O 9:00 poszedłem na 1,5 km rozgrzewki. Było zimno, ale słonecznie i ocieplało się z każdą godziną. O 9:10 musiałem wejść do strefy startowej. Ok 9:20 zrzuciłem bluzę i dres (idzie dla bezdomnych). Zjadłem pierwszy żel. Startowałem w singlecie, rękawkach, krótkich spodenkach i opaskach kompresyjnych na łydki. Do tego chusta na głowę i cienkie rękawiczki. W kieszonce 2 żele, na lewej ręce Garmin, na prawej opaska z międzyczasami w milach na wynik 2:50 (wziąłem na Expo). W momencie startu świeciło piękne słońce, wiał lekki wiatr, a temperatura wynosiła na oko ok 10 stopni. Są 4 fale startowe (wave) i każda podzielona na kolor oraz literę. Ja startowałem jako pierwszy, razem z elitą mężczyzn o 9:40, jednak tłum szybko się wymieszał i przed mną znalazły się osoby, które swoim wyglądem i wyposażeniem nie wyglądały jakby chciały łamać 3 godziny i choć ich strefy na numerze na to wskazywały, to opaski z międzyczasami na wynik 4:30 szybko potwierdziły moje przypuszczenia. Zanosiło się więc na przeciskanie….

Atmosfera podniosła. Emocje sięgały zenitu. Nam głowami latały policyjne helikoptery, z nieba spadali spadochroniarze. Odśpiewano hymn USA. Ja po cichu poprawiłem sznurówki i przypomniałem sobie o planie na ten bieg. Czułem się mocny jak nigdy dotąd. Włożyłem w to masę pracy. Miałem doświadczenie z 7 maratonów i tony determinacji. Cel był jasny: tempo na 2:50 a jeśli sił nie starczy, to nabiegać ile się uda i mieć nadal bezpieczny zapas na zrobienie życiówki. Nie potrafię biegać negative split i nie chciałem eksperymentować na najważniejszym starcie mojego życia. Nastała 9:40. Strzał startera i w rytm Franka Sinatry „New York, New York” tłum ruszył przed siebie aby przez 5 dzielnic pokonać 42195 metrów tego największego i najwspanialszego maratonu na świecie…

Tags: , , , ,

Related Articles

3 Komentarze. Zostaw komentarz

  • Hej, fajna relacja 🙂 Jak się biegnie takim tempem i człowiek zwolni do np 4:30 naprawdę wydaje się jakby szedł 😉 Gratulacje za walkę 🙂 Mam pytanko czysto techniczne 🙂 Podawałeś w zgłoszeniu swój czas, który kwalifikował Cię do NYC Maratonu? Rejestrowałem się na szybko i nigdzie nie zauważyłem miejsca gdzie można to wpisać. Sami to jakoś sprawdzają? Pozdrawiam

    • Dziękuję za miłe słowa! Co do zgłoszenia, to trzeba wybrać opcję kwalifikacji czasowej (time qualifier guaranteed entry), a nie udziału w losowaniu (non-guaranteed entry). Wtedy załącza się plik lub linkuje oficjalną stronę imprezy, na której zrobiłem odpowiedni wynik i organizatorzy to weryfikują. Zaznaczam, ale dla maratonu w NYC ta opcja jest z definicji jedynie dla biegaczy, który wynik zrobili w biegu organizowanym przez New York Road Runners (np. NYC Half, Brooklyn Half) w ciągu ostatniego roku, a jeśli zostaną wolne miejsca, to brane będą pod uwagę wyniki z innych imprez. Nie wiem jaka to pula (czy 50, 100 czy 500 miejsc), ale mi się udało…:)

      • Ok, dzięki za info. Było już takie przed-losowanie dla 50 osób, szanse były marne. Będę próbował z czasem z połówki bo akurat wybiegałem teraz w Gdańsku, a jak się nie uda zostaje to otwarte losowanie. Może być ciężko, bo edycja okrągła, to pewnie zgłoszeń też będzie dużo.

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Relacja z BMW Berlin Marathon 2018 2/2
Relacja z TCS NYC Marathon 2019 2/3