Maraton

Relacja z BMW Berlin Marathon 2018 2/2

Brak komentarzy

Przed samym biegiem

Będąc już w Berlinie, zrobiłem lekkie wybieganie w piątek wieczorem. W sobotę poza spacerem z Expo do hostelu oraz spaceru na start maratonu, żeby obejrzeć wyścig rolkarzy (polecam, niesamowite prędkości – dość powiedzieć, że tę samą trasę pokonują w… godzinę). Wieczorem książka, paciorek i spać ok 22. Pobudka o 6:30, śniadanie (spory wybór), pakowanie i w autokar, potem krótki spacer na start, depozyt, rozgrzewka w parku, 2 wizyty w toalecie i do strefy startowej można wskoczyć w zasadzie na ostatnią chwilę.

Przez pomyłkę albo może nawet specjalnie, zamiast do strefy C zostałem przydzielony do B. W efekcie czego byłem na samiutkim przedzie stawki, jakieś 20 m od Kipchoge i całej elity. Te 20 m to oczywiście prawie 1000 biegaczy, ale gdy tylko odwróciłem się i podskoczyłem, ujrzałem chyba najbardziej niesamowity widok w mojej karierze biegacza – morze ok 42 tysięcy biegaczy ciągnące się po horyzont, z Bramą Brandenburską w tle. Absolutnie NIESAMOWITE wrażenie.

Wyjątkowo motywujący by dla mnie też motyw muzyczny, który puszczono w ostatniej minucie przed startem – mało kto może to kojarzyć, ale jak ktoś oglądał mecze NBA i finały z udziałem Chicago Bulls w połowie lat 90-tych, może pamięta przy akompaniamencie jakiej melodii wychodził na parkiet Michael Jordan, Scottie Pippen i reszta. A jak chcecie usłyszeć i zobaczyć, kliknijcie tu:

Ja od 13 lat mam taki dzwonek w telefonie.

Bieg

Ponieważ było to już na prawdę dawno temu i wolę opisywać sam przebieg wydarzeń i emocje z tym związane bardziej na bieżąco, ograniczę relację z samego biegu do kilku faktów:

  • trasa jest faktycznie szybka i płaska – podbiegi są w zasadzie niezauważalne i bardzo krótkie, np. mosty nad kanałami.
  • trasa jest oczywiście świetnie oznaczona, przez cały dystans namalowana jest niebieska potrójna niebieska linia, która prowadzi Cię optymalnym torem.
  • wszystkie oznaczenia, wodopoje, znaczniki kilometrów itp są widoczne.
  • na trasie jest na prawdę masa kibiców. Choć oczywiście są miejsca bardziej puste i ciche, ale to pojedyncze kilometry, jak nie krótsze dystanse. Ogólnie na zdecydowanej większości trasy jest hałas, krzyk, muzyka, brawa i mega doping. Natomiast to co się dzieje na ostatnim kilometrze, przechodzi ludzkie pojęcie. Jak ktoś ma za sobą maraton, wie, że pod sam koniec na prawdę jest wszystko jedno i na nic nie zwraca się uwagi. Ale ten doping był absolutnie MEGA. Na prawdę warto to przeżyć!
  • oczywiście całe miasteczko biegowe, procedura przed i po biegu jest zorganizowana iście po niemiecku, chociaż fakt, że tysiące ludzi depczą i sikają na cały okoliczny park, ma mało wspólnego z niemieckim porządkiem
  • mój Garmin Forerunner 210 to zabytkowy model, którego zapewne używał Neil Armstrong podczas lądowania na Księżycu, pokazał na mecie 42 200 m. Więc dokładniej się nie dało
Trasa maratonu w Berlinie
Trasa maratonu w Berlinie

A jak się biegło? Warunki pogodowe były idealne na starcie, potem jednak zrobiło się może nawet ciut za ciepło (choć nie dla Kipchoge, który ustanowił wtedy i aktualny obecnie rekord świata 2:01:39). Trochę niepewnie czułem się jeśli chodziło o żołądek – w zasadzie od piątku miałem wrażenie, że coś jest troszkę nie tak. I brak poduszki oraz chrapanie kompanów, którzy zakończyli sobotę złotym trunkiem w puszce…też niestety nie dały się wyspać jakoś super optymalnie. Ale nie martwiłem się i brałem to, co przynosił los i moje nogi.

Jak napisałem – w głowie miałem plan na 2:53-54. Pierwszą połówkę minąłem niestety za szybko….w 1:25 z małym hakiem. Problemy z tempem zaczęły się od 31-tym km gdzie tradycyjnie wychodzi czy pierwotne tempo nie jest zbyt szybkie. Dalej to już niestety sukcesywnie spadające tempo do 4:20 i czy nawet do 4:34 na 41-tym km…Ogólnie rzecz ujmując, klasyka rocka, czyli za szybko na początku i umieranie pod koniec. Oczywiście, na 38-39km wiedziałem, że życiówka będzie, choć do planowanych 2:54 sporo zabrakło. Niemniej jednak na metę wpadłem oczarowany i pełen euforii. Ostatnia prosta, przebiegnięcie przez Bramę Brandenburską i ostanie 300 metrów, to niesamowite przeżycie.

Potem już tylko 3 piwa (bezalkoholowe, ale jakże pyszne….), prysznic, który akurat przypominał sanitariaty z kempingów niższej kategorii (bardzo mnie to zdziwiło) i w drogę na spotkanie z moim kierowcą, który nieco za szybko, ale bezpiecznie dowiózł mnie do domu.

Emocje powoli opadły, ale do tych jakże miłych wspomnień wracałem wielokrotnie i nawet dziś opisując to wszystko, czuję jakby to było było wczoraj. I wiecie co? Piszę w na 3 dni przez moim startem w TCS New York Marathon, moim drugim Majorze. Lepiej być nie może!!

Tags: , , , , ,

Related Articles

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Relacja z BMW Berlin Marathon 2018 1/2
Relacja z TCS NYC Marathon 2019 1/3