Podsumowania

Listopadowe kamienie milowe… czyli… podsumowanie miesiąca

Brak komentarzy

Postanowiłem sobie, że skoro już założyłem bloga jako forma pamiętnika, to wypadałoby od czasu do czasu napisać jakieś podsumowanie treningów i startów. Wg mnie krótka notatka co miesiąc, okraszona kilkoma statystykami i liczbami, dobrze spełni taką funkcję. A na koniec roku podsumuję cały rok. A więc…

Listopad był biegowo dość dziwnym miesiącem… Jakoś przez większość czasu miałem wrażenie, że biegam bardzo mało, momentami prawie jak bym był na roztrenowaniu :), ale w sumie dzięki mocnej końcówce nastukałem 258km, czyli tylko nieco poniżej średniej miesięcznej dla 2019.

W liczbach to wyglądało tak:

Zacząłem od najmocniejszego możliwego akcentu, czyli głównego startu w tym roku, a być może i całym życiu 🙂 czyli Nowojorskiego Maratonu. Relację znajdziecie tu: Relacja z TCS NYC Marathon część 1

W samym Nowym Jorku zaliczyłem też 2 treningi w Central Parku. Próbowałem biegać w stylu Phoebe z serialu Przyjaciele i faktycznie nikt nie zwrócił uwagi… tak to już jest z tym miastem… 🙂

Potem w ramach okresu regeneracji po maratonie przebiegłem się 4 razy po San Jose w Kalifornii, ale bez spektakularnych wrażeń czy widoków, a dystanse były na poziomie 6-8km i po prostu nie czułem ani chęci ani potrzeby biegania więcej.

Po powrocie do Polski wróciłem jednak do dłuższych treningów i chciałem się rozpędzić przed kolejnym startem, czyli Biegiem na Piątkę przy AmberExpo Półmaraton Gdańsk 17.11. W dodatku w kategorii „Tata z wózkiem dziecięcym” czyli biegłem razem z Kamilą (a raczej ona ze mną. A raczej to ja ją pchałem. W sumie 30kg) i nawet wygrałem. No dobra, skłamię jeśli powiem, że nie stawiałem siebie w roli faworyta patrząc na stawkę z zeszłego roku, natomiast oczywiście kwestią było kto przyjedzie w tym roku. Było mocniej, to na pewno, ale sam bieg raczej bez historii. Na początku trochę przeciskania się z 10tej linii, potem wyprzedziłem wszystkie wózki przede mną i pozostałe 4600 metrów przebiegłem w sumie sam, nie licząc kilkudziesięciu wyprzedzonych biegaczy bez wózków, którzy podejrzewali mnie o zainstalowanie silnika elektrycznego w mojej maszynie… 🙂 Tak czy owak, przez większość dystansu biegłem solo, co trochę osłabia motywację, ale wynik 17:32 uważam na prawdę solidny. W dodatku nigdy wcześniej nie biegłem 5km z atestem, więc oficjalnie jest to moje PB. (na wiosnę muszę znaleźć piątkę z atestem i pobiec bez wózka). Za to nagroda była taka jak w zeszłym roku, czyli wózek Thule Urban Glide 2 (którego wartość rynkowa jest zupełnie niewspółmiernie wysoka do ilości startujących w tej kategorii oraz nagród finansowych za podium w generalce Półmaratonu) to bardzo przyjemne zwieńczenie całego sezonu. W dodatku nagrody były w formule „winner takes it all” czyli za zwycięstwo w kategorii tata lub mama z wózkiem był nówka funkiel wypaśny wózek, a za drugie i trzecie żel pod prysznic czy coś w tym rodzaju. Wg mnie trochę nie fair. Gdybym więc nie wygrał, byłby duży niedosyt i to w zasadzie nie z czysto materialistycznego punktu widzenia, ale z faktu, że ogólnie chciałem udowodnić sobie, że nie bez powodu jestem rozpoznawalny w pewnych kręgach jako ten co potrafi wygrać Parkruna pchając wózek. W czymś trzeba się przecież specjalizować :)Tak czy siak, udało się, fajny występ, dla zabawy i tak trochę na podbudowanie mojego biegowego ego po NYC Marathon i zderzeniu z jego ścianą…

A potem to już tylko treningi na znanych mi śmieciach, czyli po lesie i po mieście. 3ci tydzień listopada to tylko 40km, co w sumie mnie lekko zezłościło i ostatnie 6 dni miesiąca przycisnąłem mocniej robiąc wieczorny półmaraton będąc w Warszawie służbowo (nawet nabiegałem czas poniżej 1:30) i potem dorzucając kilka fajnych biegów w Gdańsku. Aha, na sam koniec zaliczyłem bardzo miły trening ze znajomymi z ekipy Jaguar Fit.

I w zasadzie tyle. Startów w zawodach ilościowo mało, ale za to jeśli chodzi o wrażenia i emocje, to oczywiście Nowy Jork dostarczył tego tyle, że mógłbym tym obdzielić ze 2 lata startowania w krajowych imprezach. Wracam od czasu do czasu myślami do tego maratonu i cały czas nie mogę się opędzić od idiotycznego wniosku, że jestem bardziej niezadowolony z powodu złej strategii i niesatysfakcjonującego czasu niż powinienem być zachwycony samym faktem startu i ukończonego najwspanialszego biegu ulicznego na świecie. Pracuję jednak nad tym w głowie, tym bardziej, że jeszcze 4 Majory przede mną 🙂

Na koniec warto jednak wspomnieć znowu o liczbach, bo zaliczyłem też 2 kamienie milowe w listopadzie. Po raz pierwszy przekroczyłem 3tys km rocznie (w 2017 i 18 zabrakło mi na prawdę niewiele), a w dodatku Endomondo pokazało mi całkowity dystans 10tys km w całej mojej historii biegania. Wartości względne, tzn znam takich, którzy robią dużo więcej, jak i takich, dla których to ilości z kosmosu. Tak czy siak, fajne uczucie i uczciłem to toastem podczas Andrzejkowej imprezy 🙂 A do końca roku też coś tam nabiegam.

A co w Grudniu? Ostatni poważny start w sezonie, czyli Garmin Ultra Race Gdańsk, na dystansie 27km w sobotę 07.12. Na ten bieg zapisałem się tuż po Maratonie+ Tricitytrail, gdzie skatowany dystansem 49km bez przygotowania pod ultra stwierdziłem, że trailowe biegi są rewelacyjne, ale póki co brać się będę za krótsze dystanse. I choć koledzy pytali sie mnie, czy sprawdziłem dokładnie listę startową na Enduhubie analizując czasy pretendentów do podium w generalce, to moja odpowiedź była krótka: Nie. Nie interesuje mnie to i stawkę poznam na starcie, a raczej na mecie J Nie ukrywam natomiast, że w domowym starcie i na ścieżkach, którymi biegam regularnie, zamierzam być tak wysoko, jak tylko się da. Trzymajcie więc kciuki! Aha, na trasie Garmina w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym takie widoki:

Tags: AmberExpo Półmaraton Gdańsk, Bieg na Piątkę, bieganie wózek dziecko, Endomondo, Garmin Ultra Race Gdańsk, Gdańsk, Jaguar Fit, Nowy Jork, parkrun, półmaraton, Thule Urban Glide 2, Trójmiejski Park Krajobrazowy, wózek biegowy

Related Articles

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Kronika biegacza… czyli… podsumowanie grudnia