Tak, tak, Proszę Państwa, oto długo wyczekiwany test, bratobójczy pojedynek w stajni Nike. A tak na serio, to wielu z Was pytało i prosiło mnie o opinię na temat najnowszej odsłony modelu Pegasus (wielu, czyli około 5 osób, w końcu miało być na serio… 😉). Dlatego też po zrobieniu ponad 100 kilometrów w Pegach 37, spieszę z pierwszymi wrażeniami, ale żeby było ciekawiej, zestawię je z innym modelem Nike, czyli Zoom Fly 3. Ale po kolei…
Jak może wiecie jestem od ponad 3 lat wierny linii Pegasus, jako moich głównych butów treningowych. To mój podstawowy model, swoisty wół roboczy, uniwersalny but biegowy, w którym można biegać prawie zawsze i wszędzie. Jak gdzieś przeczytałem na amerykańskim portalu biegowym: „You just can’t go wrong with Pegasus”, czyli w zasadzie każdego zadowoli.
Napisałem, że to but treningowy, ale model 35 wystartował ze mną w jednym maratonie, który skończyłem z czasem 2:54, a 3 miesiące później dowiózł mnie na 6-tym miejscu w Open na 49km trasie w TricityTrail. I dziękuję mu za to 🙂 Jest to też najdłużej produkowana linia butów biegowych w historii, sięgająca bodajże połowy lat 80tych. Ja zacząłem moją przygodę od modelu 34, a model 37 jest moją piąta parą. Być może naturalnym byłoby więc zestawienie tego modelu z poprzednikiem, ale żeby oszczędzić Wam technicznej papki, kliknijcie lepiej w link poniżej, gdzie chłopaki ze Sklepu Biegacza świetnie opisali zmiany i różnice pomiędzy generacjami:
Jeśli już wiecie jakie są podobieństwa i różnice, pozwólcie, że odniosę się do moich subiektywnych wrażeń i opinii czy dana nowinka technologiczna rzeczywiście jest rewolucją czy tylko marketingowym bełkotem.
Cholewka
Ogólnie but jest w swoim kształcie kontynuacją poprzednich modeli, choć optycznie wydaje się jakby ciut większy. I to zarówno od boku, jak i od góry. Cholewka wykonana jest z innego materiału, grubszego i bardziej jednolitego, którego zaletą jest większa wodoodporność (to określenie sporo na wyrost, ale faktycznie but mniej przyjmuje drobne ilości wody, np. w deszczu), ale tym samym jest też mniej przewiewny… I to jest chyba największa wada Pegasusa 37. Powiem wprost: nie jest to lekki, przewiewny but na wysokie temperatury. Za to będzie pasował na pozostałe 10 miesięcy naszej zmiennej polskiej pogody i na to liczę. Dodatkowo, jeśli materiał, z którego cholewka jest zrobiona będzie tak samo wytrzymały jak w poprzednich modelach, to (w moim przypadku) przebiegi po 1500km nie wyrządzą żadnych szkód i buty będą wyglądały prawie jak nowe. Najważniejsze jednak jest uczucie, gdy założy się Pega na nogi: czujesz się jak w domu. Ten sam feeling, idealne przyleganie cholewki, bez luzów czy ciasnoty. To po prostu super dopasowany (do mojej stopy) but.
Podeszwa
Tu czają się największe zmiany. I na papierze , jak i w rzeczywistości. Jak wiecie z linka, nowe jest prawie wszystko: pianka, system poduszki powietrznej oraz ogólny wygląd podeszwy. To totalnie zmienia cały but, bo obecnie jest mu bliżej do linii Fastpack, czyli modeli Zoom Fly 3 czy nawet Vaporfly Next%, niż to poprzedniej, tradycyjnej podeszwy. To właśnie wielka i gruba podeszwa zapożyczona od szybszych braci robi całą robotę. Zobaczcie też jaką ewolucję przeszedł Pegasus przez zaledwie 4 lata! (Peg 34 vs 37).
Ogólne wrażenia
Zanim kupiłem Pegi 37 zrobiłem 2 testowe podejścia. Najpierw porównałem je bezpośrednio z Pegasusem 36. Przy czym, z przyczyn oczywistych, czyli sporego przebiegu poprzedniego modelu, trzeba było wziąć sporą poprawkę i uważać, żeby nie wpaść w euforię, bo założeniu nowiutkiej pary. Pierwsze wrażenie było na prawdę fajne, choć miałem drobne odczucie jakby but był ciut głębszy lub boczna linia cholewki pod kostką była poprowadzona nieco wyżej. Trochę się tego obawiałem, ale odczekałem tydzień, nabiłem w międzyczasie (mocno na siłę) do 1500km w modelu 36 i wróciłem do Sklepu Biegacza, tym razem na nogach mając Zoom Fly 3. To było decydujące starcie, choć oczywiście nie w warunkach bojowych, a jedynie na podstawie krótkiego truchtu po sklepie. Na szczęście obawa o obcieraniu kostki rozwiała się. W ogólnym odczuciu but był bardzo podobny do Zoom Fly 3. Aż tak podobny, że napisałem kolegom, że gdybym wypił duże piwo, to stojąc i mając Pega na jednej nodze i ZF3 na drugiej, nie poczułbym różnicy. A po 2 browarach to nawet w biegu. Utwierdziłem się więc w przekonaniu, że takiego buta treningowego mi potrzeba i że nie potrzebuję zamiast niego drugiej pary Zoom Fly 3 (o tym za chwilę). Do domu wróciłem więc z nowiutkimi Pegami.
Pierwsze wybieganie było ostrym testem w ciężkich warunkach – to półmaraton przebiegnięty w tempie 4:06 podczas upałów. Po drodze zaliczyłem 2 segmenty na Stravie po warmińsko-mazurskich ścieżkach. Dałem sobie w kość. Jak wypadły buty? Ogólnie na prawdę dobrze i momentalnie przyzwyczaiłem się do nowej konstrukcji i pracy stopy. But ewidentnie preferuje czy raczej promuje technikę biegu ze śródstopia. Walenie z pięty niczemu nie służy i cała energia rozpływa się gdzieś w powietrzu nie dając żadnego zwrotu. Przód buta jest natomiast rewelacyjnie sprężynujący. Dogadaliśmy się więc błyskawicznie. Niestety, upał na takim dystansie zrobił swoje – nabawiłem się tradycyjnego już pęcherza pod drugim najmniejszym palcem na prawej stopie i paznokieć poszedł na straty. Nic nowego, taką mam przypadłość i nie obwiniam za to buta, choć odnoszę wrażenie, że w Pegach 36 musiałbym zrobić z 10km więcej w takich warunkach, żeby stało się to samo. Kwestia słabej przewiewności i zagotowania się stopy… Jak napisałem, to jest minus. Drugi, co prawda malutki, to wiecznie rozwiązujące się sznurowadła, ale już od kilku lat wszystkie Nike’i po prostu wiążę na 2 pętelki. Ogólnie, z zakupu jestem bardzo zadowolony, choć sama decyzja nie była taka oczywista, gdyż…
A może jednak Zoom Fly 3?
I tutaj robi się naprawdę ciekawie…. Otóż, gdy Peg 37 trafił do sprzedaży, zerknąłem jak wygląda obecnie oferta na ZF3. W moim rozmiarze natrafiłem na fajne promocje i cenowo oba modele były na bardzo podobnym poziomie (ok. 450zł). To dało mi do myślenia i tak oto samo bezpośrednie starcie wyglądało:
Na początek kilka danych:
Jak widzicie, jest chyba tyle samo podobieństw, co różnic. Na pewno Peg 37 przeszedł ewolucję i wyglądem oraz częściowo technologią upodobnił się do ZF3. Podeszwa, szczególnie od boku, wygląda bardzo podobnie, taki sam jest system wzmocnienia bocznego i mocowania sznurówek. Również waga buta jest zaskakująca podobna, choć pamiętać należy, że ZF3 ma w podeszwie płytkę z włókna węglowego, co na pewno podnosi jego wagę, a koniec końców i tak jest ciut lżjeszy. Jak już wspomniałem: gdy stoisz obu butach jednocześnie, trudno poczuć jakąś znaczącą różnicę. Peg ma nieco twardszą piętę (w ZF3 jest ona prawie jak z galarety, ale ten model zdaje się krzyczeć do biegacza: „Nigdy, ale to przenigdy, nie wal we mnie z pięty!!”).
Różnicy 2mm w dropie również nie daje się zauważyć. Peg 37 ma tradycyjny, choć bardzo cieńki język i tradycyjną cholewkę, podczas gdy Zoom Fly 3 ma swoistą wewnętrzną skarpetę i nie ma wcale języka. Wizualnie, ZF3 wydaje się być mniejszy, ale wynika to z faktu, że tył Pega, ten śmiesznie zadarty ogon czy płetwa rekina jest w nim większy i dłuższy. Za to zdjęcia od przodu i tyłu pokazują jak konstrukcyjnie inne są to buty:
ZF 3 jest wyraźnie węższy, szczególnie w tylnej części. Przekłada się to po części na jego gorszą stabilność, ale jeszcze raz podkreślam: w ZF3 nie da rady biegać szybko z pięty.
No dobra… te buty są z jednej strony podobne, a z drugiej różne. Zabawa zaczyna się gdy zaczniemy biec. Najpierw wolno, a potem co raz szybciej, aż wreszcie do szybkich przebieżek. I tu konkluzja jest jedna: Peg 37 to świetny but do biegania w wolnym i średnim tempie. On czuje się na ryba w wodzie na long runach czy biegach ciągłych w drugim zakresie. Można w nim też z powodzeniem polatać interwały czy fartleki. Ale wg mnie na tempie 4:00 jego moc się kończy. I tu do akcji wkracza Zoom Fly 3 ze swoją karbonową płytką i sprężystością odbicia wprawiającą Kamila Stocha w zakłopotanie. To rasowy but do ścigania oraz szybkiego i mocnego treningu. Ma cudowny zwrot energii dzięki płytce karbonowej, a przetaczaniu stopy od śródstopia do czubków placów towarzyszy takie „kliknięcie”, które wybija Cię do przodu. Aż chce się nacisnąć „Fire” na wyimaginowanym joysticku 🙂 Tak, owszem, jest jeszcze Nike Vaporfly Next% czy nowiutki właśnie wypuszczony na rynek AlphaFly, ale oba modele kosztują 1200-1300zł i ich żywotność szacuje się na max 300km. W dodatku prawie nie do dostania. Zoom Fly 3 to natomiast rozsądny wybór dla szybkich biegaczy, którzy chcą mieć but, który nie rozleci się po miesiącu trenowania. Tylko, że pod względem żywotności ZF3 i tak nie ma najmniejszych szans z Pegiem. Dodatkowo, porównajcie bieżnik w obu modelach.
Zoom Fly 3 to typowy but na asfalt i to najlepiej suchy, podczas gdy Pegasus świetnie nadaje się na wszystkie nawierzchnie i zapewnia na prawdę fajne trzymanie na błotnistych leśnych ścieżkach.
I tu dochodzimy do finalnego wniosku: Szukasz szybkiego buta do mocnych treningów poniżej tempa 4:00 oraz startów i jesteś na poziomie sub 40min na dychę lub sub 3h w maratonie – szarpnij się na Zoom Fly 3. Ale jeśli masz tłuc kilometry, bez ciągłego oglądania się czy twój but już się zużył czy jeszcze daje radę, idź w Pegasusa. Bez względu czy biegasz 5:30 czy 4:10. Czy po gładkim asfalcie czy po lesie. Pegasus jest na prawdę wiernym towarzyszem i nigdy Cię nie zawiedzie. „You just can’t go wrong with Pegasus…” 😉
2 komentarze. Zostaw komentarz
[…] też jedną parę nowych butów treningowych (Nike Zoom Pegasus 37, test tutaj), a na emeryturę odesłałem wysłużonego Pega 36 o przebiegu 1500km. Dobra rada – jak […]
[…] Pegasusa 37, jeszcze w czerwcu, kiedy kupiłem je tuż po ich premierze rynkowej. Test znajdziecie tutaj. I choć wtedy mogłem je z czystym sumieniem polecić, to jednak była to rekomendacja oparta na […]