Lipiec… Lato, wakacje, cieplutko (zazwyczaj…) i ogólnie super fajny czas. Tylko, że biegowo to okres nie wiadomo czego… Po jednym pół żartem-pół serio starcie w Kaszubskiej 5’ w Żukowie, w lipcu skupiłem się na dalszym treningu w myśl zasady: biegam swoje, biegam różnorodnie, trzymam kilometraż i zobaczymy co z tego będzie. Po krótce w lipcu zrobiłem więc mniej więcej tyle:
– kilometry: 301
– czas: 22h 50min
– spalone kalorie: 17tys.
Z ciekawszych wydarzeń mogę wspomnieć o:
1. TriCity Trail Półmaraton (wirtualnie): czyli 21km po lesie nieopodal Wejherowa, po oryginalnej trasie, którą biegłem 2 lata temu i z której, jak się później okazało, niewiele pamiętam 🙂 . Start czysto treningowy, wiedziałem, że nie ma raczej szans na pobicie swojego wyniku z 2018r. gdzie po prostu biegłem wedle oznaczeń trasy i mogłem rywalizować ramię w ramię. Biegłem więc całkiem szybko aż do pierwszej pomyłki, gdzie wydawało mi się, że znam trasę lepiej niż track w moim Garminie… i po 30 sekundach błądzenia i kolejnych 30sekundach powrotu na właściwą trasę, wiedziałem już, że to bieg jedynie treningowy. Niewątpliwą zaletą samotnego biegania po lesie jest możliwość głośnego przeklinania, na które składają się najpopularniejsze polskie słowa w stylu „ja p…” i „k….” Potem zgubiłem się jeszcze 3 razy, co w efekcie zabrało mi jakieś 5-6 minut, a potem to już było mi raczej wszystko jedno. Najsmutniejszy był jednak widok na mecie. Pustka, pustka i tylko ja sam i pusty amfiteatr i scena i trybuny puste… No nic, oby za rok można było się spotkać ponownie w większym wesołym biegowym gronie! Aha, wirtualnie zdobyłem 3cie miejsce… zawsze coś 🙂 No a ekipa Jaguar Fit jak zawsze rządzi!
2. Test na 3000 metrów. Lubię biegać po Półwyspie Helskim. Robię to kilkukrotnie każdego lata. W zeszłym roku zrealizowałem mały biegowy cel, jakim było przebiegnięcie calutkiego odcinka z Helu do Władysławowa, czyli 36km. Tym razem tyle czasu nie miałem, natomiast chciałem sprawdzić się nieco pod kątem możliwości wymarzonego czasu na 5km, czyli 15:59. Nie wiem na ile jest to realne i kiedy, ale jeśli nie zbliżę się do takiego wyniku w przeciągu najbliższych 2 lat, to nie sądzę, żebym mógł stać sie kiedykolwiek tak szybki. Taki wynik oznacza średnie tempo poniżej 3:12. Spróbowałem więc przebiec 3 kilometry z taką prędkością. Hel jest dobrą trasą, idealnie płaski, a o 7 rano jest tam dość pusto. Może temperatura była nieco ciut wysoka, może dyspozycja dnia nie była idealna, a może prostu nie jestem jeszcze gotowy, żeby utrzymać takie tempo przez 3000 metrów. Wyszło po 3:14, 3:16, 3:17. Bardzo mocno i może nawet z małym zapasem, ale prawda jest taka, że dalej takiego tempa, ani nawet 3:40-50 bym nie utrzymał. Po prostu bym umarł. A tempo na 5km musi być równe. Tak więc: pożyjemy, pobiegamy, zobaczymy. Najpierw trzeba jednak złamać 16:30 na jakiejś trasie z atestem. (Zapisałem się na listopad do Gdyni, ale kto ich tam wie…).
1 komentarz. Zostaw komentarz
Maraton po 3:59, powiadasz? To chyba lepiej październik 😉