Tak sobie pomyślałem, że lepszy krótki wpis niż żaden, a że akurat zakończyłem biegowy maj, to go sobie szybciutko podsumuję. Tak to mniej więcej wyglądało:
Liczby
kilometraż: 365 (Ej, wygląda mi to na rekord! Zupełnie przypadkiem… A od początku roku niecałe 1700km)
ilość dni treningowych: 24 (czyli nie biegałem przez 7 dni…)
średnia długość treningu: 15.20km (cały czas idzie w górę)
stan konta „Koron”: 88 (wiecie, ile się zastanawiałem, mając na koncie 9 CRów, ze chcę zrobić ich akurat 100? Jakieś 3 sekundy… Przeklinam ten moment… 🙂 )
wizyta u fizjoterapeuty: 1 (z ciekawości, zupełnie nowe doświadczenie. Przekrzywiam miednicę w lewo i mam nierówno umięśnione pośladki… #ten_typ_tak_ma)
Wrażenia
Choć jeśli chodzi o łączny dystans faktycznie maj wypadł rekordowo, to same wybiegane kilometry nie oddają pracy w to włożonej i poziomu zmęczenia. Również średnie tempo treningu jest mylące. Wszystko za sprawą tych przeklętych segmentów na Stravie. Jak pisałem już poprzednio, ogarnięty manią dobicia do setki CRów, każdy trening jest skrupulatnie planowany logistycznie pod kątem zrobienia jak największej ich ilości. Wymaga to całkiem sporo pracy, aby potem sam bieg był efektywny, zarówno jeśli chodzi o czas, jak i w tym wypadku zbędne nabijanie kilometrów.
Są takie miejsca, w których obrodziło w segmenty i jest ich zatrzęsienie lub ciągną się jeden za drugim albo nawet nachodzą na siebie. Da się czasem jednym mocnym interwałem obskoczyć 3 lub nawet 4 segmenty za jednym zamachem. Gorzej gdy niektóre z nich są na prawdę wyśrubowane i wymagają osobnego podejścia. Są przez to cenniejsze, a ja lubię cenne trofea. Mam co najmniej 10 takich, które już zdążyłem stracić, potem odzyskać, a czasem nawet ponownie stracić… Kilka postanowiłem pozostawić sobie na koniec, bo wymagają na prawdę 100% moich możliwości. I nie zrobię ich na zmęczonych nogach. Zyskałem też masę nowych followersów na Stravie (dziękuję!!) i chyba wynika to z faktu, że niektórzy z Was chcą śledzić jak mi idzie kolekcjonowanie koronek. Wiem też, że narobiłem sobie trochę „segmentowych wrogów”, ale oczywiście wszystko jest w duchu zabawy i sportowej rywalizacji 🙂
Jak widzicie powyżej na dzień 31.05 mam ich na koncie 88. Zostało mi więc 12. Jeśli licznik nie cofnie się zbyt mocno, to chciałbym setkę zrobić w kolejne 2 dni. Są dni gdzie wpada mi 6-7 koron, rekordowo nawet 8 na jednym treningu, więc jest to do zrobienia. Owszem, trochę trudno już o łatwe kąski lub skupiska segmentów, ale jakoś to zepnę w całość. Patrząc na te, które zdobyłem, a potem straciłem, to setkę miałbym chyba już zrobioną. No i jestem zmęczony. To jest na prawdę mocne bieganie. Maksymalne zakwaszenie po 1-2 kozackich interwałach, a potem kolejne. Podbiegi w tempie grubo poniżej 3:00, zbiegi po 2:30… Jadę więc na oparach i odliczam wstecznie zakończenie tej zabawy. Raz siedząc w aucie i czekając na koniec treningu syna, zobaczyłem, że w parku obok są 3 segmenty. Byłem w dresach i starych butach. Pobiegłem 2km i 3 koronki wpadły. To był drugi bieg tego samego dnia. Raczej takich rzeczy nie robię na co dzień… Aha, nie licząc przedstartowej rozgrzewki, to ostatnio w spodniach od dresu biegałem w… 2014 roku… 🙂
I na koniec deklaruję: jak zrobię 100 CRów, to mogę je oddać za pół darmo. No dobra, kilku na pewno nie oddam. Czuję się do nich wyjątkowo przywiązany 🙂
Rekordy i rywalizacja
Warto też wspomnieć, że na samym początku maja pobiegłem nieoficjalny Personal Best na dystansie półmaratońskim w okolicach 1:19:05. Pobiegłem też 1000m (odmierzone sprzętem) w 2:48. Aha, i jeszcze zająłem 3cie miejsce w TUT challenge na dystansie 5,6km. Suuuuper zabawa i co za ekipa z Jaguar FIT! 🙂
Z niecierpliwością czekam więc na zjawisko superkompensacji czyli takiego skumulowania mojej formy, że będę miał z czego odcinać kupony. Nie wiem tylko na jakich zawodach, bo chyba tylko dookoła trzepaka. Niech chociaż parkruny już wrócą!! Natomiast pogodziłem już się z myślą, że niebawem na 99,9% odwołają Chicago Marathon w październiku. Trudno… najwyżej wymyślę sobie kolejny głupi challenge… 🙂
Postanowiłem też nagrodzić wesołą ekipę Stravy z Denver w Kolorado i wykupiłem sobie dostęp premium. Nie jest on mi niezbędny, ale chciałem w ten sposób podziękować twórcom idei segmentów na ich pomysłowość i pracę. W końcu kto jak kto, ale ja z tego korzystam… 🙂