Podsumowania

Bilans zysków i strat… czyli… podsumowanie 2024

Brak komentarzy

Dziś krótko i na temat. Na górnolotne rozmyślania o potrzebie rozliczenia się samemu ze sobą, o spojrzeniu wstecz, morały o upływającym czasie itd. po prostu nie mam sił ani czasu.

Ale…

Po to założyłem bloga, żeby mieć ślad po moim bieganiu nie tylko w formie statystyk na Stravie czy Smashrun.com, ale też zmusić się do choć minimalnego wysiłku intelektualnego i podsumować miniony rok w formie pisanej. Przy okazji sprawdziłem, że rok temu podsumowania rocznego po prostu nie było i w sumie trochę mi głupio. Teraz więc tego elementu nie pominę, a więc jedziemy.

Na początek rzucam screenshot ze Smashruna, który mówi sam za siebie:

Całkowity kilometraż: 3201 – to ciut mniej niż rok temu i ogólnie tendencja jest lekko spadkowa od 4 lat, ale bez dramatu

Najlepsze (objętościowo) miesiące: marzec, październik i sierpień. Reszta poniżej 300km.

Średnie tempo: 4:28min/km – tu akurat taki mały rekordzik – tak szybko w skali roku jeszcze nie biegałem (wcześniej 4:31 i 4:33 lub wolniej).

Średnia długość biegu: 11.6km (ale czasem biegi były podzielone na rozgrzewkę i trening lub bieg główny).

Średnio 4.4 dnia biegowego w tygodniu (powiedziałbym, że jak biegam regularnie, to jest 5 lub ciut więcej, ale przerwy też się zdarzają. Najdłuższa w tym roku to… 5 dni (kontuzja kostki).

No i jestem biegaczem porannym (87%), ale nie tak, jak Antoni (niegdyś).

Reszta to już mniej lub bardziej szczegółowe statystyki nic w sumie nie wnoszące.

Starty

Jak wiecie biegam wyłącznie dla pucharów, medali i kasy 🤪 No i trochę dla sławy, ale jak są wyniki, jest i „fejm”. Tak więc rozliczenie bazuje na zeszłorocznych startach. Ocena w skali 1-5, tak jak 2 lata temu. Jedynka to „trzeba było pójść na ryby, a nie biegać”, piątka to „wiedziałem, że jestem wspaniały, ale nie, że aż tak”. Oceniam subiektywnie wyłącznie wynik sportowy, a nie całą imprezę. Najlepszą był bez wątpienia Boston, ale miał też silnego konkurenta (o tym na końcu).

Startów nie było dużo. Rzec w zasadzie by można, że było ich mało. Ale… jakość, nie ilość! Oto one:

Półmaraton Pruszcz Gdański (marzec)

Ocena: 4/5

Pierwszy raz brałem udział w tej (z resztą młodzutkiej) imprezie. Wynik: 2gi Open i nagroda pieniężna. Oczywiście na konkurencję nie ma się wpływu, a takowej to specjalnie nie było. Czas: 1:19 z hakiem – czyli bez szału, ale też bez wstydu – na tej trasie i przy tej pogodzie. Ogólnie: solidny start, ale nie było kogo gonić, ani przed kim uciekać. Ale w sumie spoko.

129th Boston Marathon (kwiecień)

Ocena: 3/5

Powiem tak: Czas o 2 minuty gorszy niż 1,5 roku wcześniej w Chicago, ale tam warunki były idealne (padł rekord świata) i zawiodła mnie taktyka, a raczej jej brak. W Bostonie z góry było wiadomo, że ani trasa nie jest łatwa, a pogoda zapowiadała się niekorzystna, a w trakcie zrobiła się jeszcze bardziej niekorzystna (zbyt ciepło). 2:55 u mnie wygląda słabiutko, ale jak pisałem szerzej w relacji, oczekiwań co do wyniku nie miałem wielkich, a taktyka na bieg się sprawdziła i umarłem dopiero na mecie (zupełnie jak Filippides, ten pierwszy maratończyk w starożytnej Grecji, co przebiegł z Maratonu do Aten z wiadomością dla króla, że wygrali bitwę. A król na to „Wiem gamoniu! Kenijczycy byli tu 2 godziny temu!”)

Gdynia Półmaraton (maj)

Ocena: 2/5

Nie lubię i nie umiem biegać wieczorem. Specjalnie zjadłem tego dnia mniej kebabów, ale i tak nie pomogło. Nie złamałem nawet 1:20, choć po 10tym kilometrze było mi wszystko jedno i dopiero końcówkę pociągnąłem za namową Kamila. Fajna impreza, ale dla mnie nie na bicie rekordów.

Bieg Westerplatte (wrzesień)

Ocena: 4/5

35:35 to mój drugi wynik na dyszkę i choć strata to życiówki 34:45 jest znaczna, to byłem z siebie zadowolony, bo walczyłem do końca. Mogłem być lepiej przygotowany, ale nie sądzę, żebym był w stanie łamać 35min. Raczej już nigdy to nie nastąpi. No chyba, że trenowałbym tylko pod ten dystans… Ale to znowu gdybanie…

Półmaraton Gdańsk (wrzesień)

Ocena: 5/5

Mój najlepszy start w ubiegłym roku. Życiówka 1:18:15, pobita o pół minuty, na trudnej technicznie i wietrznej trasie, a przez połowę dystansu biegnąc samotnie. Czy dało się lepiej? Być może. Na pewno czuję się na bieganie o dobrą minutę szybciej, ale jak wiadomo, kilka elementów musi się zgrać. Będziemy próbować 😉

Bonus: Sznurki Maraton (październik)

Ocena: 10/10 😉

A i tak najfajniejszym eventem biegowym i okołobiegowym była wycieczka z Antonim z Gdańska na Kaszuby. Piękna jesienna pogoda, cudowne widoki, kawka, drożdżówki, dużo śmiechu, a potem dołączył do nas Marcin na kolację, saunę i dużo piwa 🙂

Ogólnie sezon był udany. Kolejny rok z rzędu zrobiłem życiówkę na jakimś dystansie i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tym względzie. A w tym roku zmiana kategorii Masters na M45 🙈

Plany na 2025? Przede wszystkim London Marathon (koniec kwietnia), 5ty Major do kolekcji. Przed nim połówka w Poznaniu jako atak na życiówkę i ostateczny sprawdzian formy, którą właśnie zacząłem mozolnie rzeźbić (w śniegu i błocie). Co poza tym? Nie wiem. A! Wiem! Parkruny! 🙂 A reszta, to się zobaczy.

Dzięki i do zobaczenia!

Tags: biegowe podsumowanie roku

Related Articles

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
I cyk! Dyszka pękła… czyli ciut o rocznicach