BiegiBlogowanie

Oby do przodu… czyli… plan na 2020

3 Komentarze

Wszyscy wrzucają swoje plany i cele na 2020, więc i ja, zgodnie z resztą z zapowiedzą, też muszę to zrobić. W końcu jako świeżo upieczony bloger, mam niemalże obowiązek spisać na papierze swoje zamiary, żeby potem można mnie było z czego rozliczać. Mogę też napisać, że nie mam żadnych planów poza nabijaniem kilometrów i kilku startów gdzie liczy się udział i dobra zabawa… ale eeeeee… nie byłbym wtedy sobą.

Otóż cel musi być. Nawet nie jeden, a kilka. W sumie jeden główny to jest….”Cały czas przyspieszać i bić życiówki dopóki nie opadnę z sił ze starości”. Taka mała refleksja u progu 40-tych urodzin…

A na poważnie, plan na 2020 wygląda po części bardzo konkretnie, ale też jest w nim sporo niezagospodarowanych obszarów na osi czasu. Tak więc…. W hierarchii ważności:

  1. Chicago Marathon (11.10) – to zdecydowanie najważniejszy start w roku. Mój trzeci maraton z cyklu Abbott World Marathon Majors i (jeśli ukończę…hehe…) trzecia gwiazdka do kompletu. Bardzo chciałem dostać się na Tokio lub Londyn na wiosnę, ale znów nie powiodło mi się w loterii, więc pozostaje korzystanie z pewnych startów z kwalifikacji czasowych (tak samo jak na Boston). Realny czas: sub 2:50 – jeśli będę gotowy. A będę. Mądrzejszy o doświadczenie z Nowego Jorku. Plus kilka tysięcy kilometrów w nogach.
  2. Półmaraton w Gdyni (29.03) – Mistrzostwa Świata… dumnie to brzmi, może nawet za bardzo, ale ja bardzo się na tę imprezę cieszę. Startowałem tam 3 razy z czego 2 byłem bardzo blisko granicy złamania 1:20. Do trzech razy sztuka. Teraz się uda. Nie widzę innej opcji. Z kolegami będziemy sobie patrzeć na nogi i plecy…:)
  3. Gdańsk Maraton (19.04) – domowa impreza, w dodatku biegłem w niej 4 razy i przebyłem sporą drogę od 3:40 do 2:54. W dodatku zmodyfikowana trasa, wg mnie bardzo na plus. Start, jakkolwiek to zabrzmi – testowo. To nie to samo co treningowo. Czyli: biegnę na maxa, ale pierwszy raz w życiu chcę z premedytacją zrobić negative split i wylądować na mecie z życiówką. Raczej nie sub 2:50, ale urwać co się da w drugiej połowie i nabrać pewności siebie, że ściana została w Nowym Jorku i dopadła mnie ten jeden jedyny raz 🙂 2:52 biorę w ciemno.
  4. Bieg Urodzinowy w Gdyni (16.02) – jak może wiecie moja życiówka na dyszkę to 36:00. To może nie to samo to próbować złamać 3h w maratonie i wbiec na metę, a raczej dostać smsa o treści: „Twój czas netto to 3:00:01”, ale…. trochę mnie to boli. I ostro ostatnio zainwestowałem w prędkość i sparingi na parkrunach, więc ma nadzieję na mocne 35 z przodu. Na nowej trasie. Wg mnie fajnej.
  5. Złamać 17min na Parkrun Gdańsk Południe. Może być i jutro. Ale wrzesień też jest ok.
  6. Wygrać M40 z Biegu do Źródeł (czerwiec) – bo to rewelacyjna impreza w piknikowej konwencji i o woni nadchodzącego lata.
  7. Kaszubska Poniewierka 30km (19.09) – nigdy nie biegłem, a mam ochotę. Fajne przetarcie przed Chicago. I Antoni też biegnie ten dystans. A ja lubię go gonić 🙂 I podium poproszę…. 🙂
  8. Atestowana piątka – czyli jakiś bieg na 5km, gdzie pobiegnę bez wózka. I żeby z przodu było fajne 16.
  9. TricityTrail półmaraton (11.07) – bo to super impreza. Próbowałem i półmaratonu, a rok później 49m, ale chyba wrócę na dystans, który mnie nie wykończy. I da wygrać M40 🙂
  10. A reszta to albo biegi, na które zapiszę się z konieczności udowodnienia sobie, że jednak potrafię dalej robić życiówki. Albo po prostu bo są fajnymi imprezami. Np. Kwidzyński Bieg Papiernika (10km). Może pobiegnę cykl CityTrail na jesieni 2020 i wiosnę 2021. Może Półmaraton Ziemi Puckiej (biegłem 2 razy). Może coś z cyklu Kaszuby Biegają. Albo Garmin Ultra Race w grudniu. Wszędzie z realną szansą na podium w M40, a może więcej. A może coś gdzieś w Polsce… A może gdzieś spontanicznie na jakieś ultra po górach… W Bieszczadach nigdy nie byłem…Chociaż sam nie wiem… Przekonajcie mnie 🙂

I tyle. Sezon dzielę na wczesną wiosnę, czyli Gdynia, Gdynia i Gdańsk. Od dyszki do maratonu. Potem starty dla zabawy, dla sukcesów w M40 (trzeba korzystać!). Lato to okres ciężkiego orania pod Chicago. A po nim z rozpędu może coś jeszcze np. Półmaraton Gdańsk w listopadzie.

Aha, jeszcze jeden cel: biegać więcej z przyjaciółmi. Wolno, szybko, w lesie, w parku, po plaży, obojętnie. Jest coś takiego w treningach grupowych, że endorfiny chyba parują i unoszą się nad nami, mieszają się z ciekawymi historiami, biegowymi urban legends, dobrymi dowcipami i wszystko to wymieszane co chwila spada na nas jak ciepły letni deszcz.  I nogi same się kręcą. I o to chyba w tym całym bieganiu chodzi…  Miłego weekendu.

Dzięki Tomek za fajną fotkę na Pachołku 🙂

Tags: , , , , , , , , , , , , , , ,

Related Articles

3 Komentarze. Zostaw komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Ile biegać..? czyli… co mówią liczby
Czapa w gaciach…czyli… Relacja z mojego 100. parkruna